Translate

wtorek, 4 czerwca 2013

Lavera krem do rąk z bio-migdałami i masłem shea .

Dzisiaj się chyba nie rozpiszę. Po prostu polecam.
Przyjazny krem, o delikatnej  wodnistej konsystencji, dobrze nawilża.
Nie klei się, nie brudzi.
Nie zawiera silikonów.
Nie wysusza- a wiele kremów do rąk lubi.
Nie zawiera parafiny.
Niestety kosztuje swoje, koło 20 zł.
Szybko sie wchłania.
Nie jest tłusty, raczej do stosowania w ciągu dnia niż na noc.



Opakowanie jest w złym stanie od noszenia go w torebce- produkt zdenkowany.

sobota, 25 maja 2013

Bublowaty bubel :(

Bubel. Po prostu bubel.
Opakowanie ze ZSK na szminkę. Tanie i badziewne.
Uwielbiam własnorobione szminki, za przewidywalność koloru i jego intensywności. Za skład którego jestem pewna. Za dobry smak, za możliwość wyczarowania kosmetyku o 1 w nocy....

Ale szminka potrzebuje opakowania. Niekoniecznie ładnego. Ale wygodnego, łatwo zamykanego i otwieranego, trwałego.
To czym okazało się złote opakowanie to porażka. Pomijam już to że złoto zeszło, cóż nie wygląda to ładnie ale jest do przeżycia. Gorzej że opakowanie nie zamyka się ale po chwili mamy dwie części opakowania. To nie jest sensowny sposób na transport kosmetyku.

Tu na zdjęciu tylko jedna część ponieważ druga się... połamała :(

Może i noszenie szminki w torebce nie jest najlepszym rozwiązaniem i  na pewno niszczy opakowanie to jeszcze nigdy nie widziałam opakowania w takim stanie.





Jak widziałam na stronie te opakowania nie są juz dostępne, w zamian są inne.  Mama nadzieje że nie takie bublowate.

Minerały jak się do tego zabrać.

Po pierwsze - pędzel. Bez dobrego pędzla nawet nie ma co myśleć o minerałach. Palcami proszku nie nałożymy a jedynie będziemy się w nie wpatrywać i nic z tego nie wyjdzie.

Najlepszy będzie flat top lub kulka.

Po drugie wpatrujemy się w lustro i oceniamy siebie pod względem jasny- ciemny, oraz odcienia ciepły-zimny, różowy- żółty. Dobrze jest też zrobić zdjęcie i ocenić siebie na zdjęciu.

Po trzecie nigdy nie kupujcie pełnych opakowań od razu, swatche w internecie jedynie naprowadzają nas na kolor a minerały na skórze zmieniają się tak indywidualnie że jednak trzeba je dobierać samemu.
Zaczynamy więc od próbek.

A jak dobrać kolor?

Najpierw bierzemy wszystkie próbki i malujemy paseczki na policzku dochodząc do linii żuchwy- ten podkład który "zniknie" to jest nasz kolor.
Ale nadal nie zamawiajcie całego pudełka ale przez kilka dni starajcie się robić makijaż na rożnych kremach.
Co ciekawe w moim przypadku na kremach nawilżających jest ok, na serum podobnie a na tłuściochach zimowych podkład ciemnieje o 2 tony.

Przez kilka dni oceniamy siebie w świetle dziennym, sztucznym w słońcu i cieniu. Pod uwagę musimy wziąć nie tylko kolor ale i trwałość, warzenie się kosmetyku, potencjalne zapychanie, współpracę z reszta kolorówki.

Później jak podkład z próbki spełni wszystkie nasze oczekiwania    możemy zamówić duży słoiczek.


Peeling odsłona kolejna, tym razem z nasion bzu czarnego.

W ZSK lubię fakt że dodają do zamówień próbki. Podoba mi się również to że często dostaję coś zupełnie różnego od reszty zamówionych rzeczy. Dzięki czemu próbuję kosmetyków na których testowanie sama bym sie nie zdecydowała. I tak pewnego dnia przyszedł do mnie ten peeling, który jest po prostu ususzonymi kwiatami bzu.  Drobiny są duże, ( w porównaniu z korundem wręcz ogromne) o różnych kształtach i rozmiarach, jak to w przypadku kwiatów bywa. Pachnie nawet przyjemnie. Działa delikatnie i jest zdecydowanie wygodniejszy niż korund. Nie drapie, nie zostaje na twarzy.

Zdecydowanie polecam.


Korund, czyli delikatne złuszczanie.

Zakupiłam właściwie dlatego że był tani i miał dobre recenzje.
Po czym przeleżał na półce dobre kilka miesięcy. Zniechęciła mnie postać peelingu, pylący proszek, nieprzyjemny w dotyku. W dodatku pierwsze moje użycie było z żelem do mycia twarzy- totalna porażka. Ani nie miałam umytej twarzy anie zrobionego peelingu a drobinki były wszędzie.
Kolejne podejście z olejem, to tez nie było to.
Aż dałam mu ostatnią szansę i zrobiłam mieszankę z żelem hialuronowym. Dopiero to połączenie okazało się być tym czego oczekiwałam.

Produkt daje nam delikatne złuszczanie, nie podrażnia.
Czy ma wady? Oczywiście, trudno usunąć go z twarzy, dlatego najlepiej wykonać go przed prysznicem, tak żeby dać sobie czas i mozliwość usunięcia drobinek z twarzy. Absolutnie nie polecam robić w chwilę po makijażu.

Kosmetyk dobry ale zdecydowanie wolę peeling enzymatyczny z Biochemii Urody.



czwartek, 18 kwietnia 2013

Pogorszenie cery po minerałach.

Temat kontrowersyjny, no bo jak przecież minerały maja poprawiać cerę, nie mieć działania komedogennego i być panaceum na wszystko. 
Cóż nie wszystko pasuje każdemu, nawet minerały.

Co może być przyczyną pogorszenia się cery "przez" minerały:
1. Niedostateczny demakijaż. Kosmetyki mineralne są super, delikatne, naturalne ( w miarę), bez zbędnych dodatków, ale to cały czas są kosmetyki kolorowe i samo umycie twarzy nie wystarczy, demakijaż jest koniecznością. Nieusunięte reszki kosmetyku w połączeniu z naszym sebum dadzą mieszankę wybuchową. 

2. Inne kosmetyki, wiele dziewczyn które zetknęło sie z minerałami w tym samym czasie spotkało się i innymi metodami pielęgnacji czy makijażu i wysyp może być wynikiem OCM czy nowego kremu a niekoniecznie samych minerałów.

3. Aspekt psychologiczny czyli nasze oczekiwania kontra rzeczywistość, część zapychania siedzi w naszej głowie a nie na skórze. Ja zanim zaczęłam świadomą pielęgnacje i makijaż minerałami miałam zanieczyszczoną cerę, tłustą z wieloma niespodziankami mniejszymi lub większymi, ale zawsze. Traktowałam to jak nieprzyjemny stan ale normalny. Zaraz po zmianie pielęgnacji i kolorówki nastąpił szał, znaczna poprawa cery ale i zwiększenie moich oczekiwać teraz każdy pryszcz to niespodzianka, wróg i powód do analizy wszystkiego co na twarz nałożyłam.

4. Może to nie jest kosmetyk dla ciebie? Część minerałów zwłaszcza w formułach kryjących jest kosmetykiem ciężkim, tak samo jak ciężkie dla skóry są wszelakie kamuflaże. I może w połączeniu z twoja skórą i resztą twojej pielęgnacji czy twoim otoczeniem nie będzie tobie sprzyjać.

Organiczny olej z róży


Olej organiczny z róży (ZSK), małe pudełko, które skrywa w sobie żółty olej o charakterystycznym zapachu. Przez ten zapach miałam znaczne opory przed użyciem oleju na twarz. Przez pierwszy tydzień cały czas go czułam na swojej skórze i nie było to przyjemne uczucie.
Stosowałam na noc razem z kwasem hialuronowym .
Niby zwykły olej, z tych droższych na dodatek, nieładnie pachnący.... ale okazał się być moim ukochanym. Razem z innymi produktami, które stosuje świetnie nawilża i natłuszcza skórę, rozjaśnia ją i dodaje blasku- czy raczej pozbawia ziemistego i szarego kolorytu.
Nie jest przesadnie tłusty i nie wysusza skóry, pomaga w gojeniu sie drobnych ranek i jest świetny dla cery dojrzałej i trądzikowej.
Będę stosować regularnie, bo jest to kosmetyk do którego chce się wracać.
Uwaga jest wrażliwy na ciepło, tak że odpada stosowanie w wielu kremach, czy mieszankach do których składniki trzeba podgrzać.
Przechowywać należy go w lodówce.


Ze strony ZSK działanie oleju:
Poprawa elastyczności skóry- zdecydowanie tak.
Zwalnia procesy starzenie- mam nadzieję że tak.
Zmniejsza ilość powstających zmarszczek, hamuje proces starzenia- również chcę w to wierzyć.
Nadaje się także do skóry tłustej o skłonności do trądziku-zdecydowanie tak.